• Tam się wszystko po prostu gotuje. Gazy powstałe z beztlenowego rozkładu odpadów (m.in. metan) strzelają spod ziemi, tworząc efektowne słupy dymu. Skojarzenie z gejzerami było więc naturalne – wyjaśnia Krzysiek. - Z bliska słychać jak syczy, puszcza dymki, czuć bijące ciepło. Podchodzenie do nich, to szczyt głupoty, Gejzery znajdują się 1500 metrów od centrum miasta i zaledwie 1000 metrów od osiedla, na którym mieszka blisko 20 tys. osób. W raporcie z 2019 roku Najwyższa Izba Kontroli uznała je za jedną z największych bomb ekologicznych w Polsce. Badania wykazały, że pod ziemią znajdują się m.in. siarczany i chlorki, fenole, cyjanki, metale ciężkie a na jej powierzchni niezabezpieczony eternit. Do dziś nikt nie pali się, by bombrozbroić. To, co zakopano pod ziemią, wchodzi ze sobą w reakcje – wyjaśnia Wojtalik. – Wiemy, że są tam pestycydy i substancje zawierającej rtęć, ołów, wanad, chlorki, siarczany i inne groźne pierwiastki i związki. Gdy ostatnim razem mierzyliśmy temperaturę pod powierzchnią, urządzenia wskazywały pomiędzy 95 a 105 st. C. Mogę tylko współczuć temu, kto nieopatrznie stanie w pobliżu. W najlepszym przypadku trafi do szpitala tak jak ja. Takich osób może być sporo. Składowisko jest nieogrodzone. Łażą tu dzieci, grzybiarze, rodziny. Przecież dookoła jest las. Tu się chadza na spacery. Brak zabezpieczenia to skrajna nieodpowiedzialność. Ale to dopiero preludium do tragedii. To, co się tam gotuje, trafia do wód gruntowych i do powietrza. Strach tu korzystać ze studni czerpalnej i wszyscy tym oddychamy - dodaje.

    Przechodzimy  przez niewielki zagajnik. Szeleszczące pod nogami żółte liście aż proszą się, by schować, choć kilka z nich do albumu. Po krótkim spacerze wychodzimy na niedużą polanę. Wysokie do piersi trawy rozhulały się właśnie w podmuchach wiatru, a ciepłe jesienne słońce odbija się przyjaźnie od lustra wody, które widzę w oddali.Ten smród to chloroamina, (środek stosowany do odkażania m.in. wody) - mówi . – Ta tłusta kałuża, obok której stoisz, to mieszanina różnych substancji, które wyciekają ze składowiska. Kiedyś były odprowadzane kanalizacją. Ale zamurowano ją,  która zarządzała terenem, nie miała pozwolenia wodno-prawnego na odprowadzanie ścieków. Zresztą i tak za nie, nie płaciła. Geomembrana (folia, lub specjalna tkanina, znajdująca się pod ziemią i oddzielająca składowisko od niższych warstw gruntu), która miała to zabezpieczać, jest zniszczona. Teraz wszystko wsiąka w glebę. Nikt nie wie, jak głęboko.


    votre commentaire
  • Nawet grymas ust, towarzyszący potwornemu bólowi brzucha, wyglądał komicznie. Krzysiek przerażony chwycił za telefon i zaczął pisać do dziewczyny. "Źle. Czuję się źle" - wstukał, myląc kilka razy litery. Zdążył tylko dopisać, że był z kolegą na "gejzerach". Chwilę później osunął się nieprzytomny pod umywalkę.Gejzery" to składowisko odpadów poprodukcyjnych i niebezpiecznych po Zakładach Produkcji Barwników w Zgierzu.  to miejscowy aktywista, twórca proekologicznej inicjatywy Zielony Zgierz. Od lat interesował się tematem wysypiska.Tego dnia, w poszedł na Miroszewską (ulica, przy której znajduje się wysypisko), by sprawdzić, czy nie pojawiły się nowe osuwiska, powstałe w wyniku gwałtownych reakcji, które zachodziły pod powierzchnią. I czy nikt nie zwozi na miejsce nowych odpadów.

    trujący wyziew

    Miał pecha.

    Podmuch wiatru skierował chmurę gazów wprost na niego. Jak sami mówi "niespodziewanie weszło za mocno". Gdy znalazł się w szpitalu, stwierdzono u niego krwotok wewnętrzny.

    - Wyniki badań były fatalne, krew miałem rzadką, jak woda – wspomina. – Do tego częściowy paraliż prawej części twarzy.Polacy dowiedzieli się o istnieniu zgierskich "gejzerów", czyli ukrytego płytko pod powierzchnią ziemi składowiska toksycznych odpadów. W kilku warstwach zakopano tu ponad 200 tys. beczek z niebezpiecznymi odpadami. W większości są zniszczone i skorodowane. Badania próbek ziemi wykonane przez reporterkę wykazały, że w glebie znajduje się ponad 200 substancji w tym rtęć, azbest, a nawet składniki gazów bojowych. Dużo jest z nich muta i kancerogennych. Wyciekają one z pękniętych i zardzewiałych beczek wchodząc ze sobą w reakcje.


    votre commentaire
  • Od chwili wprowadzenia w stan śpiączki farmakologicznej niemal wszystkie procesy życiowe pacjenta monitorują maszyny.Drogi oddechowe to zawsze wielka niewiadoma. Dopiero, gdy włoży laryngoskop, instrument umożliwiający dokładne badanie krtani, zobaczy, z czym ma do czynienia. Może się okazać, że intubacja w ogóle nie jest możliwa, ponieważ pacjent ma za małe rozwarcie ust, za szeroki język, za duże zęby albo za wąskie gardło. Ryzyko jest duże, ale jeśli pacjent nie zostanie zaintubowany, to po prostu umrze.

    Obok wprowadzonej do tchawicy rurki intubacyjnej biegnie sonda, wprowadzona przez nos do żołądka. Dostarcza obliczone co do grama żywienie. Przez wkłucie dożylne będą automatycznie podawane leki. Wkłucie dotętnicze monitoruje hemodynamikę, czyli parametry pracy serca. No i czwarta ingerencja w ciało - cewnik w przewodzie moczowym, który odprowadza mocz.

    mówi, że bez wszystkich tych urządzeń pacjent zmarłby niemal natychmiast. Ale podłączone do ciała rurki i cewniki są też wrotami dla bakterii. W połączeniu z wyniszczeniem organizmu przez stan zapalny i dramatycznym obniżeniem odporności tworzą się idealne warunki do nadkażeń, kiedy oprócz zakażenia wirusem dochodzi infekcja bakteryjna. https://www.abc.pl/oferta/udraznianie-rur-mrokow-KIDDg46y-IDjbak8.html

    Dlatego jedną z najczęstszych bezpośrednich przyczyn zgonów wśród pacjentów covidowych jest sepsa, czyli ogólnoustrojowy stan zapalny.

    podejrzewa, że do takiego właśnie zakażenia doszło u pacjenta B., niezaszczepionego, 56-letniego mężczyzny. Żeby potwierdzić obecność i rodzaj bakterii, najlepiej pobrać wymaz ze środka rurki intubacyjnej. Trzeba więc ją wyjąć i ponownie zaintubować pacjenta.

    Ma tylko jedną próbę. Czasu na działanie jest bardzo mało. Niewydolność oddechowa pogłębia się u covidowych pacjentów błyskawicznie. Lekarze nie mają pola manewru: intubacja musi się udać za pierwszym razem. Każda kolejna próba będzie wiązała się z ryzykiem zgonu. udrażnianie mroków

    Dlatego anestezjolog chce podkreślić, że przeprowadzenie intubacji wymaga zespołu, który rozumie się bez słów.


    votre commentaire
  • Rośnie frustracja. Pandemia trwa już prawie dwa lata, a z przypadkami, w których są po prostu bezradni, lekarze z oddziałów covidowych stykają się właściwie co dnia.

    - Oczywiście mieliśmy też sukcesy. Była na przykład pacjentka, która trafiła do nas w pierwszym trymestrze ciąży. Musieliśmy ją zaintubować, ale ładnie wyszła z choroby, urodziła dziecko. Takie historie jednak szybko blakną w pamięci. Porażki pamięta się znacznie dłużej - wyznaje . A najgorsze - przyznaje - jest to, że większości tych tragedii można było uniknąć.W najlepszym stanie jest 33-letni P., najmłodszy z pacjentów. Lekarze szacują, że ok. 20-30 proc. jego płuc uległo zwłóknieniu.

    Ten proces jest nieodwracalny. Chłopak prawdopodobnie do końca życia będzie niewydolny oddechowo.Na oddziałach intensywnej terapii pacjent zazwyczaj jest przytomny tylko przez krótką chwilę - kiedy jest przyjmowany na oddział. Wtedy lekarz ma obowiązek poinformować go, co będzie działo dalej: stan śpiączki farmakologicznej, zwiotczenie, intubacja.

    czy się uda

    - Pacjenci często pytają, jakie mają szanse na przeżycie. Mówię im prawdę – opowiada , anestezjolog ze szpitala im. Żeromskiego w Krakowie.

    Większość pacjentów ogarnia strach, że już nigdy się nie obudzą. Niektórzy wybuchają płaczem.


    votre commentaire
  • Wprowadzenie NDR po stronie Polskiej spowodowało zmianę strategi użycia jednostek nawodnych Floty Bałtyckiej.3 duże jednostki zapewnia obronę przeciw lotnicza i przeciew okrętową całego wybrzeża, szczególniehisteryk ma nowego fryzjera pewnie jakis rekrut zo stał ordynansem to juz żenada takie coć na takim stanowisku to samo ten co na tych skuterach pływa to też nalezy do najnowszej pozycji marynarki wojennej Trójmiasta.A30,zmodernizowane zestawy ( ),Rosomaki i Borsuki, działające sieciicentrycznie ,F35 wskazujące cele,to odp.na kutry desantowe z Bałtiska czy z Okręgu Kalinig.den osobnik mówi, że okręty podwodne są dobre...to już teza udowodniona i autor, że Polska potrzebuje tych jednostek. Jakiś inny głos w dyskusji o bezcelowości tego sprzętu...brak  wuko Warszawa . Dobór pozostałych ekspertów, którzy bez wyraźnej odpowiedzi ze strony rządu nie rozumieją Polsce fregaty, a o kooperacji w zespołach NATO nie słyszeli.Przecież to wszyscy poprzednicy wykończyli stocznie. A to co teraz poszło na żyletki to złom już był jak go za darmo dostawaliśmy od innych po wycofaniu ze służby. Czyli dostaliśmy złom ze 30 lat temu więc do czego to się teraz by nadawało ?To zdrajca Polski JPII ze swoją bandą solidaruchów i wielkim bratem samem zrobili z Polaków - bezrobotnych, bezdomnych, głodnych i niewolników watykańskich dzięki konkordatowi a mimo to naiwniacy uważają go za niby świętego którego na pstryknięcie palców zrobił samozwańczy papież Franek a papież Josef Ratzinger był przeciwny temu i do dnia dzisiejszego nie przekazał Frankowi PIERŚCIENIA RYBAKA .. Czyli papieżem jest tylko Josef Ratzinger gdyby tych wszystkich pyszałków pisowych: rezydenta, admirałów, generałów i innych  http://udraznianie.waw.pl  degeneratów obecnej władzy spróbować umieścić na pokładzie jednego wojennego polskiego okrętu to co? Odpowiadam: po prostu nie mamy takiego wielkiego okrętu. A zatem co mamy? Odpowiadam: wielkie finansowe przekręty w Grupie Zbrojeniowej...Może dla bezpieczeństwa lepiej będzie oddać całe wybrzeże bałtyckie, żeby przypadkiem nie zaatakowano nas od morza. Chyba że jest plan awaryjny podczas inwazji od morza wyposażymy wszystkie kutry rybackie w lekkie uzbrojenie a zamiast sieci będą rozrzucać po Bałtyku miny głębinowe. Taka Polska walka partyzancka tym razem na morzu ;-). Smutne ale prawdziwe.

     


    votre commentaire


    Suivre le flux RSS des articles de cette rubrique
    Suivre le flux RSS des commentaires de cette rubrique